Nowa szkoła BEZ!

Kiedy byłam w szkole podstawowej, nie mieliśmy zeszytów ćwiczeń. W moich wspomnieniach zeszyt ćwiczeń do geografii czy angielskiego pozostawał w sferze marzeń. To było coś! To był rarytas. W naszej szkole nie wymagano ich, bo stanowiły spory wydatek dla rodziców. Czasami wydatek nie do przeskoczenia.

Pamiętam, jak marzyłam o takich ćwiczeniach. Żeby mieć na czym przetrenować to, czego się dowiedziałam z lekcji i z podręcznika. Szukałam w innych książkach, ale tam zawsze było coś spoza materiału. Albo czegoś brakowało. To czasy przed-Internetem, więc takich dodatkowych książek też nie było zbyt wiele. Powtórzę więc raz jeszcze: marzyłam o tym, żeby mieć zeszyt ćwiczeń.

Teraz rozprawię się z podręcznikiem. Na początek krótka historia. Moje pierwsze doświadczenia z nauką języka angielskiego. Nie miałam zbyt wielu opcji we wczesnej młodości. A bardzo go lubiłam, bo wchodził mi łatwo do głowy i chciałam się go uczyć. Rodzice wychodzili z siebie, żeby mi te lekcje zapewnić. Przez kilka lat udało się organizować dodatkowe zajęcia w szkole: jedna klasa utworzona z uczniów caaaałej szkoły podstawowej. Ja jeszcze nie potrafiłam pisać, a najstarsi byli w 8 klasie. Taka mixed-ability class. Było nas tam chyba około 30 osób, bo pamiętam, że uczyliśmy się w największej sali. Tylko tam mogliśmy się pomieścić. Kiepski podręcznik. Taki mało atrakcyjny, za trudny dla mnie. Źle go wspominam. Pamiętam tylko jakąś bajkę o tym, jak krokodyl naciągnął słoniowi trąbę :D Ale miałam dobre podstawy. Notatki z lekcji.

Potem były lekcje w soboty o 6 rano. Trzeba było nas tam zawieźć i potem odebrać. Powtórzę: soboty. 6 rano. :D Klasa równie duża i też zróżnicowana wiekowo. Pamiętam, że było bardzo ciasno, bo upchaliśmy się tam przy jednym długim stole, ile się tylko dało. Książka miała głównie zdania do tłumaczenia, które to jedno po drugim robiliśmy przy tablicy. Też kiepsko to wspominam, ale jednak sporo się nauczyłam. Dużo pisałam. Pamiętam grube zeszyty.

Pierwsza szkoła językowa pojawiła się w okolicy dopiero wtedy, kiedy byłam w gimnazjum. Pamiętam, jaka byłam z siebie dumna, kiedy same z koleżanką pojechałyśmy „do miasta” autobusem, poszłyśmy tam, napisałyśmy test sprawdzający nasze umiejętności językowe. Same załatwiłyśmy wszystko, i z cennikiem i umową w ręce pojechałyśmy do domu. Od tego momentu zaczęłam prawdziwą naukę języka angielskiego. Tak to przynajmniej wygląda w mojej pamięci. Tam poznałam, co to porządny podręcznik.

Po co to piszę? Bo wiem, jak to jest uczyć się bez dobrego podręcznika i bez odpowiednio dobranego zeszytu ćwiczeń. Może dlatego tak mnie teraz dziwi ten pomysł, ta krucjata: bez podręczników i bez zeszytów ćwiczeń. Nowa, lepsza szkoła… Jak to lepsza?

Moje początki nauki angielskiego to właśnie kserówki. To z takiej, to z innej książki, żeby znaleźć jak najlepsze materiały. A ja, jako uczeń, czułam się zagubiona. Kartki i kserówki się gubiły. Mieszały. Trudno było potem cokolwiek w nich znaleźć. Taki mam już charakter, taki mam typ myślenia, że lubię porządek w moich notatkach i w moich materiałach. Podręczniki mi go zapewniają. Na pewno nie mnie jedynej. Słyszę od uczniów, że przeszkadzają im podręczniki wieloletnie, bo muszą je oddać młodszym rocznikom i nie będą mogli wrócić do tych materiałów przed egzaminem.

Rozumiem, nie każda książka jest dobra. Nie każda jest dobra dla konkretnej osoby czy klasy. Ale książki przeszły olbrzymią metamorfozę przez te wszystkie lata. Są wydawnictwa, które biorą pod uwagę najnowsze nowinki z neurodydaktyki i wdrażają je w swoich publikacjach. Są takie, które są po prostu świetne.

Dla mnie najważniejsze to mądrze korzystać z książek.

Nie traktować ich jako wyroczni.

Nie poprzestawać na książce, ale szukać poza nią. Tyle jest teraz możliwości!

Nie przerabiać każdego jednego zadania i każdego jednego przykładu.

Kiedy mnie się jakieś zadanie nie podoba, mówię o tym otwarcie. Mówię uczniom, że według mnie jest nudne i nie będziemy go robić. Uczniowie pewnie mają inne pojęcie tego, co nudne 😉 Ale trzeba też odróżnić zadania nudne od zadań trudnych. A te pojęcia uczniowskie mózgi czasami mylą. A i przyznam, że coraz rzadziej mi się zdarza omijać zadania, bo książki są po prostu porządnie robione, przez edukatorów, przez neuro-specjalistów. Są przemyślane.

Dlaczego materiały dodatkowe, które można znaleźć w Internecie, okrzyknięto cudownym remedium na rzekome zło, jakie mają w sobie podręczniki? Przecież książki te pisane są nierzadko przez takich samych entuzjastów, takich samych specjalistów. Zdarzyło im się po prostu wydawać pod konkretnym wydawnictwem, a nie pod swoją prywatną marką…

Była moda na nauczanie grammar-translation. W rezultacie ludzie mieli trudności z językiem mówionym, płynnym wypowiadaniem się.

Była moda na pytania typu ABC. W rezultacie ludzie przestali samodzielnie myśleć. Productive skills padły kompletnie.

Jest moda na zadania otwarte (i dobrze!). W rezultacie uczymy się na nowo myśleć, główkować, znajdować rozwiązania. Ale te klucze odpowiedzi…

Zaczyna się moda na BEZ BEZ BEZ. Bez podręczników, bez zeszytów ćwiczeń i bez zadań domowych.

Co nam z tego powstanie?

Jak to jest z tą motywacją?

O jakże bym chciała, żeby mi się tak chciało, jak mi się nie chce…

Będzie długie. A nasze mózgi nie są do tego przyzwyczajone. Czytacze moi kochani, cierpliwości! Mam nadzieję, że znajdziecie w sobie jednak chęć do chcenia i uda wam się przebrnąć przez ten tekst.

Bardzo dużo się teraz pisze i rozmawia na temat motywacji. I to nie tylko w kontekście szkoły, ale także osób dorosłych. W ostatnich latach pojawiły się nawet nowe zawody: trener personalny, coach, trener mentalny, trener rodzicielski… I na dodatek są autentycznie potrzebne! Ktoś się może śmiać, ale prawa jest taka, że jest na nie spory popyt. I jeśli trafi się na odpowiednią osobę, to naprawdę warto. No, może wpadliśmy w lekką przesadę, ale to już chyba nasza gatunkowa cecha… Bo nawet języka nie uczą już nauczyciele, ani nawet nie lektorzy, tylko trenerzy językowi. Chociaż, w moim prywatnym odczuciu, zmieniła się tylko nazwa zawodu. Jak fryzjerzy zamienili się w stylistów, a kierownicy w menedżerów.

Twierdzenie, że trener językowy zapewni indywidualne podejście do kursanta, a nauczyciel nie- to chyba jednak jakaś pomyłka. Według mnie to indywidualne podejście, dostosowanie metod do ucznia, pokazywanie jak się uczyć, stworzenie więzi, uczenie się ucznia, stworzenie mu optymalnych warunków do nauki, ustalenie strategii, emocje… To jest właśnie wpisane w zawód nauczyciela i nie czuję potrzeby zmieniania tekstów na swojej stronie i przemianowania się na trenera. Póki co pozostanę zwykłym nauczycielem. Ale nie o tym miało być. O tym może inną razą. 😉 Wracamy do tematu.

O jakże bym chciała, żeby mi się chciało… Czyli motywacja. Wewnętrzna i zewnętrzna, dodatnia i ujemna, wewnętrzna poznawcza i zewnętrzna lękowa. I tak dalej, i tak dalej… O co chodzi? Wpisów w tym temacie jest całe mnóstwo, można doczytać, do czego gorąco zachęcam. Konkretnego linku nie podam, żeby nie pozbawić moich drogich Czytaczy szansy na trenowanie umiejętności wyszukiwania rzetelnych źródeł informacji 😉

Ponoć jestem grammar freak. Dlatego różnice między motywacją wewnętrzną i zewnętrzną chciałabym pokazać po gramatycznemu. Wygląda to tak:

MUST i HAVE TO – czyli dwa sposoby na powiedzenie po angielsku: MUSZĘ.

HAVE TO to taki zewnętrzny przymus. Muszę, bo prawo tak nakazuje, bo takie są zasady (np. gry), bo ktoś mi kazał (np. rodzic). Podobnie jak motywacja zewnętrzna.

  1. I HAVE TO go to school.
  2. I HAVE TO watch this film because my Polish teacher said so. It’s based on our set book*.
  3. I HAVE TO clean my room… My mum will kill me if I don’t do it today.

*set book = lektura szkolna (dodam tak na wszelki wypadek)

MUST natomiast wypływa z nas samych. Sami czujemy, że coś warto zrobić, że coś wypadałoby zrobić, albo po prostu, że coś bardzo, bardzo chcemy zrobić. W takim razie jak wyglądałyby z MUST zdania z przykładów, które zapisałam powyżej? Jak zmieniłby się kontekst?

  1. ?? hmmm… może tak: I simply MUST go to school today. I really, really want to write this maths test! 😉
  2. I MUST see this film! I can’t wait!
  3. I MUST clean my room. I like it clean and tidy.

Mam nadzieję, że wszystko jasne. To tak najogólniej. Wewnętrzna motywacja-MUST, bo trochę też chcę, a zewnętrzna motywacja-HAVE TO, bo ktoś mi kazał.

Ta zewnętrzna motywacja-HAVE-TO cieszy się aktualnie złą sławą. Bardzo złą. Najlepiej by było, gdyby nasze dzieci w ogóle nawet nie wiedziały o jej istnieniu. Żyły bez ocen i nagród. Wszystko robiły tylko i wyłącznie dlatego, że bardzo, bardzo chcą. To utopijny świat, w którym dzieciaki na wszystkie przedmioty szkolne przychodzą z uśmiechem na twarzy i do wszystkich aktywności podchodzą z nieskrywanym entuzjazmem.

W moim odczuciu mamy do czynienia ze znaczenie wyolbrzymioną wartością motywacji wewnętrznej-MUST. Kładziemy na nią zbyt duży nacisk, jednocześnie kompletnie pomijając wartość motywacji zewnętrznej-HAVE-TO. Czy nie robimy tym samym dzieciom krzywdy? Pokazujemy im, że w życiu wszystkim powinno się wszystko chcieć… A co, jeśli mi się nie chce? Czy coś jest ze mną nie tak? Powinno mi się chcieć… Co z motywacją HAVE-TO? Co z: po prostu trzeba, bo samo się nie zrobi?

Kolejna sprawa, to „instant gratification”, czyli najogólniej: TERAZ wszystko mamy NA JUŻ. Jak zupkę instant. Zalewasz i masz. Chcę obejrzeć serial: klik i jest. Chcę posłuchać ulubionej piosenki: klik i jest. Chcę zjeść pomarańczę: spacerek do najbliższego sklepu i jest. W zimie, w lecie, whenever.

A bo KIEDYŚ, to było inaczej… Brzmię jak własne babcie. I dobrze, bo to są niesamowite, mądre kobiety i cudownie, że mogę tak właśnie brzmieć. KIEDYŚ na kolejny odcinek serialu trzeba było czekać. Albo nawet iść do koleżanki, która miała więcej niż dwa podstawowe kanały. Na ulubione piosenki czatowało się ucząc się przy radio (nie na czacie, bo Internetu nie było), żeby w odpowiednim momencie nacisnąć magiczny guzik REC i mieć ją potem na kasecie! A pomarańcze to nasi rodzice widzieli raz w roku. Czasami tylko widzieli, nie jedli.

W każdym razie, byliśmy bardziej przyzwyczajeni do tego, że na niektóre rzeczy potrzeba CZASU. Ale czas, to nie wszystko. To jeszcze planowanie, komunikacja, zarządzanie tym czasem, czekanie, dotrzymywanie terminu, czy chociażby umiejętność posługiwania się zegarkiem. Bo żeby zdążyć do koleżanki, która nawiasem mówiąc nie miała telefonu, na 15:00 na tę bajkę, to trzeba było całą machinę planowania i umawiania się uruchomić jeszcze w szkole!

[A teraz chcę nauczyć dzieciaki jak się mówi godziny po angielsku, to najpierw je muszę nauczyć odczytywać czas po polsku, bo wiele osób tego nie potrafi… nawet w starszych klasach. A zegar z tarczą?! Toż to przeżytek, archaizm jakiś! Kto tego jeszcze używa w ogóle! Taka mała dygresja…]

Chcę sięgnąć jeszcze dalej. Jeszcze bardziej KIEDYŚ, żeby zjeść, trzeba było sobie wyhodować. Żeby PRZEŻYĆ, trzeba było zadbać o pole, rośliny, zwierzęta, zapasy, przetwory. Żeby się napić, trzeba było przynieść wodę. Żeby się ubrać, trzeba było sobie uszyć. Żeby było ciepło, trzeba było narąbać drewna, zapalić, pilnować, dbać… Nikt się wtedy chyba nie zastanawiał nad motywacją. Trzeba i już. Jak to, po co rano wstać? Jak to, po co pracować? Co to za pytania w ogóle? Żeby przeżyć!

Ja to widzę tak. Kiedyś człowiek był o wiele bardziej przyzwyczajony po pierwsze do tego, że trzeba poczekać, a po drugie do tego, że samo się nie zrobi. Teraz żyjemy w świecie na JUŻ. W świecie gloryfikującym radość z robienia absolutnie wszystkiego. Wszystkim mamy się cieszyć i z wszystkiego czerpać dziką satysfakcję. Ale niektóre rzeczy pozostały niezmienione. Niektóre rzeczy dalej same się nie zrobią. I na dodatek wymagają czasu, nie będą na już…

Na przykład w szkole, czy też we wszelkich zawodach wymagających samokształcenia, systematycznej pracy, budowania kondycji, szlifowania techniki, rozwijania umiejętności… To nie serial. To nie zachcianka ze sklepu. Tam dalej samo się nie zrobi. Nie ma „klik i jest”. Mało tego, samo się nie zrobi i jeszcze wymaga czasu! W świecie NA JUŻ wymagany jest czas i praca. Nawet, kiedy się człowiekowi nie chce…

Mówimy uczniom: uczcie się, uczcie, bo za KILKA LAT egzamin, potem jeszcze jeden egzamin, potem może studia (a może nie), czyli kilka kolejnych egzaminów i WTEDY ci się to drogi uczniu przyda. MOŻE. A może nie, bo w sumie podstawa programowa jest do… kitu, i uczymy się wielu niepotrzebnych rzeczy. Na dodatek czasy się zmieniają, aktualnie istniejące zawody zanikają, zastępują nas roboty… Powstawać będą nowe prace, o jakich nam się jeszcze nawet nie śniło, więc trzeba się będzie wybrać na kilka kolejnych szkoleń, żeby to ogarnąć, może jakaś podyplomówka… Cudna perspektywa, nie ma co. Aż czuję tą moc, werwę, MOTYWACJĘ i w tym momencie zabieram się i lecę do pracy. Już, w te pędy.

Gdybym osobie dorosłej powiedziała, żeby zabrała się za jakiś 10-letni kurs, bo za 15 lat może jej się ta wiedza przyda (ale tak w sumie może się wcale nie przyda), to raczej zostałabym wyśmiana. A przed taką perspektywą stoi nasza młodzież. Jest im tym trudniej, że karmimy ich utopijną wizją świata na już, w którym wszyscy zawsze lubią swoją pracę i nic nie muszą, tylko chcą. A przynamniej chcieć powinni.

Drogi Czytaczu mój. Czy zawsze z uśmiechem na twarzy pucujesz łazienkę? Gotujesz? Sprzątasz? Odśnieżasz? Kosisz trawę? Zmieniasz dziecku pieluchę? Czy zawsze ci się bardzo, bardzo chce iść do pracy? No nie! Nie zawsze. To są rzeczy, które my często HAVE-TO.

Obawiam się, że kładąc taki olbrzymi nacisk na motywację wewnętrzną-MUST, pozbawiamy nasze dzieci bezcennej nauki: planowania, komunikacji, zarządzania czasem, dotrzymywania terminów, czekania, dbania, pielęgnowania… Lekcji życia, że czasem się nie chce, ale trzeba, więc się robi, chociaż niechętnie. Bo samo się nie zrobi. Lekcji o tym, że w życiu najważniejsze to znaleźć RÓNOWAGĘ między tym, co się MUST, a tym, co się HAVE-TO. Lekcji o tym, że równowaga to nie znaczy zawsze po równo. Będą takie momenty, gdy będzie więcej muszę, bo muszę. Ale przyjdzie też czas, kiedy szala przechyli się na rzecz: muszę, bo chcę. Czas przyjdzie. Bywa, że trzeba na ten moment poczekać. I już.

8. Post-it notes, fiszki i inne takie…

Poprzednio było coś dla kinestetyków-słuchowców👣👂, czyli dreptanie w rytm powtarzania, czy raczej powtarzanie w rytm dreptania. Dzisiaj wzrokowcy👀, ale i pozostali mogą skorzystać przy niewielkich ulepszeniach metody: karteczki, fiszki, post-it notes i tym podobne 📝📒

Fiszki polecam robić SAMODZIELNIE, to lepiej niż korzystać z tych gotowych. Po poprzednich wpisach pewnie już wiecie dlaczego. Robiąc fiszki już się uczymy. Dając tam własne skojarzenia, robimy je idealnie pod nasz własny mózg 🧠

Aby ich nie pogubić od razu, polecam robienie ich w małych notatnikach kołowych 📒. Łatwo je wtedy przekręcać, patrzyć z jednej i z drugiej strony. To bardzo wygodne. Dodawajcie obrazki 📷, skojarzenia 💡, przykładowe użycie w zdaniu, WYMOWĘ❗

I tu mały upgrade pod słuchowców👂: fiszki można robić w wersji na komórkę, a tam można też dodawać wymowę wyrazu 🎧 😉 Oraz info dla tych, którzy lubią uczyć się w ruchu 👣: mały notatnik czy komórkę łatwo jest mieć zawsze przy sobie 😉

Po genialne pomysły na naprawdę złożone skojarzenia odsyłam do: Co ludzie powiedzą: https://www.facebook.com/Coludziepowiedza.co

A na koniec zajrzyjcie do English with Lucy, filmik z gołębiem 🕊(hiszp. „paloma”)Do następnego napisania!

Pozdrawiam serdecznie!

Anita Drużkowska

tuEdu Centrum Językowe

7. Powtarzaj w rytmie kroków

Powtarzaj w rytm kroków.🚶‍♂️🚶‍♀️🏃🏿‍♂️🏃‍♀️

Znowu coś dziwnego❓🤪 A nie dla każdego❗Przypatrzcie się kiedyś małym dzieciakom… 🤸‍♀️🤸‍♂️ Jak wszystko powtarzają: czynności i słowa. Czasami wymawiają je na głos, a czasami w głowie. Bywa, że widać tylko, jak poruszają ustami, ale ewidentnie powtarzają bezgłośnie.

Uczmy się jak dzieciaki❗Z ich zapałem i radością poznawania nowego. Why not❓Stąpając do rytmu🚶‍♂️🚶‍♀️🏃🏿‍♂️🏃‍♀️, sylabizuj w głowie wyrazy czy regułki, które próbujesz zapamiętać. Chcesz na głos? No problem, mamy już na to sposób. Było o tym w którymś wcześniejszym wpisie: 🎧słuchawki na uszy i udajesz, że rozmawiasz przez telefon.

Albo jeszcze lepiej: nagraj się przy okazji, odsłuchuj nagranie i w ten sposób powtarzaj. Przy okazji sprawdzaj, czy dbasz o poprawną wymowę obcych słówek 😉 Mamy rytm, ruch, dźwięk, częściowo też i dotyk.

Dodaj jeszcze 2 litry wody 💧 dziennie, porządne posiłki i będzie idealnie. Mózg 🧠 to uwielbia! A przy okazji spacerując dbasz o swoją formę. Znacie to, że dla zdrowia mózgu przydałoby się robić przynajmniej 7500 kroków dziennie?

Pozdrawiam serdecznie!

Anita Drużkowska

tuEdu Centrum Językowe

6. Zrób porządną ściągę

Zrób porządną ściągę 🤪 Co znaczy porządną? Ma w niej być wszystko, co ważne,ALE ❗ma się zmieścić na 2×2 cm. Taki trik 😉

Caaaały czas Present Simple poproszę mi tu zmieścić na 2x2cm. Żeby to zrobić, trzeba temat najpierw dobrze zrozumieć, a potem przedstawić skrótami myślowymi. O nich było przed weekendem (skróty myślowe w notatkach). Podejrzewam, że po zrobieniu takiej ściągi wcale nie będziecie już potrzebowali jej użyć… 😁

Pomysł nie mój, po szczegóły zapraszam tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=EE2yuD7_11Q

Pani Angelika M. Talaga, znana także jako Godmother, cudownie opowiada o co chodzi w tak zwanym GŁĘBOKIM PRZETWARZANIU. A skoro ona to już tak świetnie zrobiła, ja nie będę się rozpisywać.Polecam❗

P.S. Ściąganie jest nie fair. Don’t ever do it!Ale robienie ściąg w ramach nauki- popieram 😉

Do napisania!

Anita Drużkowska

tuEdu Centrum Językowe

5. Muzyka w tle

Istnieją badania na temat tego, jaki typ muzyki 🎶 sprzyja falom mózgowym 🧠, ergo nauce. Wymienia się tutaj m.in. muzykę gotycką jako tą najlepszą do nauki.Próbowałam… I to nie dla mnie. Ale kto wie, może kiedyś… ⚗🧪

Podczas nauki polecam słuchanie muzyki 🎶, którą dobrze znacie. Zwłaszcza tym, na których muzyka mocno działa, na przykład osoby o wysokiej wrażliwości (WWO, a z angielskiego HSP- Highly Sensitive People). Nowe utwory będą za bardzo zwracać Waszą uwagę, a chodzi o to, żeby stworzyć mózgowi 🧠 naszemu kochanemu TŁO do pracy. Znajoma muzyka nie będzie Was rozpraszać.

CIEKAWOSTKA: muzyka dobra do nauki może niesamowicie ewoluować. Może nawet nie do końca być, hmm… w Waszym guście. Pamiętam, że na każdej sesji na studiach miałam swoją jedną ulubioną płytę 💿. Tak, tak, to czasy dinozaurów, kiedy jeszcze nie było Spotify, tylko trzeba było pofatygować się do sklepu, żeby kupić płytę, a potem dbać, żeby się nie porysowała :-)

Często wybory mojego mózgu mnie samą zaskakiwały. Była Managga, Coldplay, muzyka z Harrego Pottera, Beyonce, Kings of Leon i kilka innych… Kto zna, ten widzi, że to są kompletnie różne rodzaje muzyki. A leciały non-stop podczas sesji, pomagały mojemu mózgowi się skupić. Na szczęście, dla moich współlokatorek, używałam słuchawek 🎧.

Dodatkowy trik polegał na tym, że bardzo chciałam tego słuchać. Muzyka 🎶 to nieodłączny element mojego życia (pisząc ten wpis mam na sobie słuchawki). Nawet jeśli już skończyłam jakąś część notatek, to pracowałam dalej po to tylko, żeby móc jeszcze chwilę posłuchać. Macie podobnie?

UWAGA❗🔉🔊 Bardzo, BARDZO pilnujcie głośności muzyki, zwłaszcza w słuchawkach. Nie można z tym przesadzać, bo łatwo sobie zrobić krzywdę na całe życie.

Polecam też zainwestować w porządne słuchawki 🎧, takie zakrywające całe uszy (headphones, a nie earphones). Te wkładane do uszu mogą powodować ból głowy- i znowu: zwłaszcza u osób o wysokiej wrażliwości. U WWO nie chodzi tylko o emocje, ale przede wszystkim o wrażliwe zmysły, a tutaj aż dwa: słuch👂 i dotyk 👐. Rozpychane słuchawkami uszy potrafią „wrażliwca” naprawdę boleć…

❓Pytanko: Jaki jest Twój wybór jeśli chodzi o muzykę w tle do nauki?

No napisania!

Anita Drużkowska

tuEdu Centrum Językowe

4. Notatki i skróty myślowe

NOTATKI… 📒 Jak je robicie?

Tekst zapisany od prawej do lewej to NIE jest ulubieniec naszego mózgu 🧠. Mózg woli obrazki, kolory czy podkreślenia 🖍. Rysowane mogą być całe nasze notatki. Kto dzisiaj nie zna Mind Map…? Ten szybciutko pyta Wujka Google i dokształca się 😉 To tylko jedna z metod wizualnego przedstawienia treści. Tego jest o wiele więcej. A najlepsze sposoby, to nasze własne. Będą idealnie skrojone pod nasz mózg 🧠

Dlatego ponawiam propozycję: eksperymentuj! 🧪⚗🔬 Zapisz się na szkolenie z robienia notatek wizualnych. Szukaj i czytaj❗

Jak to działa❓

Czasami wystarczy jeden obrazek na marginesie książki. Powtarzając przeglądamy książkę 📚 i nasze obrazki na marginesie. Jeśli wiem o co chodziło, to już połowa sukcesu. Teraz wystarczy sprawdzić, czy POTRAFIĘ. Czyli nie tylko czy CZUJĘ co tam w książce było, ale przede wszystkim czy POTRAFIĘ to samodzielnie powiedzieć.

Krok kolejny to NOTATKI do NOTATEK 🤪 Tak, tak, dobrze czytasz. Tworzymy jeszcze większe skróty myślowe. Czyli w zeszycie mamy tekst plus obrazek.

🔹️Rada: Robiąc notatki korzystaj z zeszytów o większym formacie. Pisz przez środek zostawiając sobie 2️⃣DWA marginesy po obu stronach. To tam będziesz mógł zamieścić obrazki albo pojedyncze hasła, czyli miejsce na notatki do notatek.Niektórzy wybierają inną opcję. Przeważnie wtedy, kiedy robi się notatki na szybko z tego co się słyszy👂. Zapisują wyłącznie prawą stronę w zeszycie, a lewa służy potem do uzupełniania zapisków o to, co doczytamy📚.

🔹️Rada nr 2:Pisz też z jakiej książki i z której strony pochodzą informacje w notatce. Jeśli przed samym egzaminem okaże się, że nie za bardzo coś kojarzysz, będziesz od razu wiedzieć, do czego wrócić.➡️ Autoreklama 😉Gramatykę angielską uczę w obrazkach. A że przy okazji korzystam z podstawiania do wzoru, osi i wykresów📈📉, nazwałam tej mój sposób: Gramatematyka. Kto ciekawy, zapraszam do kontaktu.

Się rozpisałam! Ale teraz wiadomo, skąd tyle obrazków w moich wpisach 😉

Do napisania!

Anita Drużkowska

3. Sprzątaj.

Sprzątaj 🧹🧽

Mam nadzieję, że znowu główkujesz, co ma tytuł z dzisiejszego dnia do uczenia się. Bo jeśli tak, to oznacza, że zaangażowałeś już mózg 🧠 Czyli cel osiągnięty 🎯 Twoje komórki mózgowe (o ile mogę się tak wyrazić) są zainteresowane i gotowe do pracy 😁

Ale dlaczego akurat 🧹🧽 sprzątanie? Ponieważ to jedna z wielu czynności, które wykonujemy automatycznie. Weszło nam to już w krew, jak to czasem ujmuję 🧬. Nie musimy się zastanawiać nad tym, jak poruszać ręką, żeby odkurzyć mieszkanie czy umyć łazienkę. Po prostu to robimy. Są badania, które potwierdzają, że działając „na automacie” nasze mózgi 🧠 cudnie porządkują nową wiedzę. Systematyzują ją, czyli jak to lubię ujmować: wkładają informacje do odpowiednich szufladek🗄🗃 w mózgu.

Pewnie myślisz teraz, że jest sporo rzeczy, które wolałbyś robić „na automacie”. Niekoniecznie sprzątać… Ale, ale, jeśli można połączyć pożyteczne z pożytecznym, to dlaczego nie? Będzie porządek w domu i w głowie.😉

Przetestowałam na sobie. 40 minut nauki, a potem odkurzanie. Kolejne 40 minut robienia notatek i łazienka czysta. A w trakcie sprzątania w głowie 🧠 powtarzały się słówka, zdania czy teorie. Rysowały się nowe sposoby ujęcia zagadnienia. Skróty myślowe. Automatycznie 🧬. Kiedy następnego dnia wracałam do notatek 📒, wystarczyło już tylko rzucić okiem 👀. Szybka powtórka i upewnianie się, że kojarzę, że zapamiętałam. A nie kucie.

RADA: Wyczuj swój styl. Czy odpowiada Ci system 40 min nauki + sprzątanie, czy może wolisz 30 minut, a może 60. Możliwe, że to będzie zależeć od przedmiotu, albo nawet od samej tematyki.

Nie polecam też sztywnego trzymania się timera ⏱. Załóż sobie, że jeśli zadzwoni, gdy minie ustalone 40 minut, ale Ty masz jeszcze chęć, żeby coś dokończyć- to dokończ. Jeśli z kolei temat skończył się przed czasem, dajmy na to te pięć 5️⃣ minut- to idź sprzątać. Nie szukaj na siłę czegoś tylko po to, żeby dotrwać do dzwonka timera. To ma być pomoc, a nie reżim.

Jak tam moje „niestandardowe” mózgi 🧠? Ktoś ma ochotę spróbować? 😁

Do napisania!

Anita Drużkowska

2. Mów do siebie!

Mów do siebie 💭🤪 Hmm… Pani Anita namawia do szaleństwa! Każe mówić do siebie 💭 I pewnie jeszcze usłyszeć głosy.

Dokładnie tak!

Rozmawianie ze sobą to świetne symulacje. Dodatkowo mamy pewność, że poruszamy właśnie te tematy, z których kiedyś skorzystamy w prawdziwej rozmowie 💭

Z moimi uczniami miewamy takie „przerywniki” na zajęciach, kiedy dopytują o coś kompletnie niezwiązanego z lekcją 👩‍🏫

🔹️A jak to powiedzieć❓

🔹️A jak tamto❓

🔹️Bo tak sobie próbowałem/-am to powiedzieć i nie wiedziałem/-am jak…

Z tematem lekcji 👩‍🏫 może nie jest to związane, ale to właśnie ten język, który byłby im przydatny w prawdziwej rozmowie. A ile sama się nauczyłam podczas takich „przerywników”!

Kiedy i jak mówić do siebie❓

I to właśnie jest magia tej metody 🧚🏿‍♀️ Możesz mówić do siebie i symulować rozmowy kiedy tylko chcesz, kiedy się ubierasz rano do szkoły czy pracy, kiedy robisz makijaż, golisz się, myjesz naczynia, idziesz do pracy czy szkoły, kiedy jedziesz autobusem…

➡️ Moja rada:

Miej przy sobie notatnik 📒/ komórkę📱, w której zapiszesz te słówka i wyrażenia, z którymi w danym momencie nie jesteś w stanie sobie poradzić. Sprawdź je potem, albo zapytaj swojego nauczyciela 👩‍🏫❕

! Ostrzeżenie:

Istnieje spore prawdopodobieństwo, że tak się zaangażujecie, że zaczniecie mówić na głos 💭🤪 Warto najpierw uprzedzić domowników, żeby nie chcieli Was z miejsca wysłać do psychiatry. A w miejscach publicznych wystarczą słuchawki na uszy 🎧 i udajemy, że do kogoś dzwonimy 😉

I co myślicie o wprowadzeniu małego szaleństwa do swojej nauki? Będziecie mówić do siebie?

Do napisania!

Anita Drużkowska

1. Rób na drutach

🧶 Postanowiłam zacząć od czegoś, co otwiera szerzej okno na świat 🌍 uczenia się. A wręcz wyprowadza nas całkiem na zewnątrz i karze porządnie się rozejrzeć.

Bo co ma robienie na drutach do nauki? No właśnie wiele!

Kiedy z Wami rozmawiam podczas spotkania organizacyjnego przed rozpoczęciem kursu językowego, kiedy ustalamy cele i priorytety, zawsze pytam:

🔹️jak uczyłeś się do tej pory❓

🔹️co było najbardziej skuteczne❓

I przeważnie słyszę standardowe odpowiedzi: przerabiam podręczniki, czytam, słucham, podkreślam, tłumaczę, robię listę słówek, oglądam filmy po angielsku. I wszystko to jest jak najbardziej ok. To też działa, na jednych bardziej, na innych może nieco mniej.❕

ALE można INACZEJ.

Można na przykład robić na drutach 😉🧶 Historię o dziewczynie, która w ten właśnie sposób się uczyła usłyszałam na studiach. Nie robiła notatek, nie zakuwała. Podczas wykładów robiła na drutach. Można się spodziewać, że uczyła się przez słuch👂 i ruch👣. Można zakładać, że robótki pomagały falom mózgowym wejść na odpowiednią częstotliwość🧠. Wprawić się w idealny nastrój do nauki, kiedy doświadczamy równowagi między rozluźnieniem i skupieniem.

A z dzisiejszego wpisu chcę, żebyście wynieśli jedno:

NIGDY NIE WIESZ, CO NA CIEBIE ZADZIAŁA❕

Masz trudności w szkole? Nie rozumiesz? Możliwe, że masz po prostu „niestandardowy” mózg. I nawet najlepiej sporządzone pomoce wizualne będzie można wyrzucić do kosza.

🧪⚗🔬Eksperymentuj! Czytaj o mózgu, a potem sprawdzaj, co na Ciebie działa. I dziel się tym 😉 Inne „niestandardowe” mózgi będą Ci wdzięczne za pomysły i chętnie też przetestują.

Do napisania!

Anita Drużkowska