Jestem wielką fanką notatek robionych ODRĘCZNIE. Uważam, że ręka lepiej nadąża za mózgiem niż na przykład komputer. Możliwe, że po prostu brakuje mi wiedzy, jaki program mógłby mi pomóc robić dobre notatki. Staroświecka jestem. Możliwe, że brakuje mi umiejętności i nie zrobię sobie ot tak wykresu, mind mapy czy rysunku ułatwiającego zapamiętanie na klawiaturze czy ekranie komórki. Niemniej jednak, ręka u mnie króluje.
Pracując w małej grupie jest to dość łatwe. Uczymy się, robimy notatki, uczniowie swoje, ja swoje. Potem te moje kserujemy, albo każdy robi sobie zdjęcie i dzięki temu ma swoją kopię. Uczeń wie, z czego powtarzać, a ja wiem, o co w przyszłości zahaczyć. Takie wielokrotne zahaczanie świetnie pomaga zapamiętać. Kto mnie czyta, ten wie doskonale, że bez powtórek mózg nie uznaje informacji za przydatną i w rezultacie nie zapamiętuje jej. Dodatkowo wspólne robienie notatek to jeden z bardzo prostych i efektywnych sposobów na personalizację zajęć.
Kiedyś takie notatki na lekcji starałam się robić bardzo dokładnie, z dużą dbałością o ESTETYKĘ. Używałam dwóch standardowych kolorów, czarnego i granatowego, żeby te dodatkowe uczeń dodał sobie samodzielnie podczas powtórek. Po swojemu, tak jak mu mózg podpowie. Każdy wybiera sobie kolor zakreślacza na zagadnienia gramatyczne, na wyjątki, słówka itp. I co się okazało? Taka ślicznie przygotowana przeze mnie notatka lądowała w segregatorze ucznia. I tyle. No bo przecież jest już gotowa, to po co do niej wracać? Jednym słowem- to NIE DZIAŁAŁO.
Dlatego postanowiłam BAZGRAĆ. Moje notatki dla uczniów nie są już śliczniusie, są za to krzywe, czasami chaotyczne lub napisane wręcz niewyraźnie. Po co? Część z Was, moi kochani, ma w sobie perfekcjonizm, który nie pozwoli włożyć do segregatora takiej nabazgranej kartki. Przepiszecie. Powtórzycie. Przy okazji coś tam pozmieniacie i zrobicie PO SWOJEMU. Oczywiście, wymaga to zaangażowania i skupienia. Żeby coś zmienić i zrobić po swojemu trzeba to zrozumieć, więc docelowo może i głębsze przetwarzanie się pojawi. O ile są chęci. A to właśnie jest moim celem.
Inna grupa uczniów w ogóle nie zwraca uwagi, czy jest nabazgrane czy nie. I tak widzą, czytają i wiedzą i im bazgroły i chaos w niczym nie przeszkadzają. I fajnie. Byle faktycznie wrócić do notatki i ją PRZECZYTAĆ. Niektórym łatwiej się pamięta, jeśli jakaś informacja jest napisana spontanicznie do góry nogami czy bokiem. Mózgi lubią być zaskakiwane, chociażby taką niestandardową notatką. Ale nie tylko to może sprawić, że zachęcimy nasze wiecznie zajęte mózgi do skupienia większej uwagi na notatce.
Badania pokazują, że zadania nieco trudniejsze do rozczytania rozwiązuje się z lepszymi wynikami, bo zmuszają mózg do większego zaangażowania swoich zasobów. W książce „Pułapki myślenia”, Daniela Kahnemana można przeczytać o teście świadomego myślenia (Cognitive Reflection Test, CRT) autorstwa Shane’a Fredericka. Pokazuje on, że z 90 do 35 procent spadł odsetek studentów, którzy popełnili przynajmniej jeden błąd w zadaniach logicznych rozwiązywanych odpowiednio przez grupę, która dostała je wydrukowane zwyczajną czcionką i grupę rozwiązującą zagadki LEDWIE CZYTELNE.
Tyle narzekaliśmy na kiepskie ksera za naszych starych, prehistorycznych czasów… A tu proszę, całkiem możliwe, że te nieczytelne kopie były tzw. „blessing in disguise”, czyli szczęściem w nieszczęściu, chociaż tutaj akurat wolałabym bardziej dosłownie: „ukrytym dobrodziejstwem”. Podobnie jak i brak gotowych list ze słówkami na koniec rozdziału, o czym można poczytać w poprzednim poście.
Powspominałam sobie, teraz wracam do tematu. Ze względu na moją olbrzymią sympatię do odręcznych notatek, mam mieszane uczucia co do podręczników WIELOLETNICH. To olbrzymie odciążenie finansowe, ja wiem. Ale też spore wyzwanie edukacyjne dla nauczycieli. U mnie często na książce piszemy, podkreślamy, zakreślamy, robimy strzałki, tłumaczenia nad wyrazami w tekstach… Na tych wieloletnich podręcznikach nie można. Moje mieszane uczucia prowadzą mnie taką sinusoidą: to dobre rozwiązanie, bo pozwala zaoszczędzić pieniądze. Złe, bo ogranicza możliwość robienia przydatnych notatek. Ale może jednak dobre, bo to pewne WYZWANIE, a jak już wiemy, mózgi lubią wyzwania. Mobilizują się.
Sytuacja jest jaka jest. I jedyne rozsądne wyjście, to znaleźć dobry sposób. Proponuję takie mini karteczki samoprzylepne zamiast pisania po książce. Lub notatki w notesie lub zeszycie z dokładnie opisanymi stronami. Wyzwaniem byłoby też zrobić notatki na cienkim papierze, który można nałożyć na stronę z podręcznika. Widać przez niego to, co pod spodem, przez co tekst może byłby odrobinę mniej czytelny. Ale jak wiemy z doświadczenia Shane’a Fredericka, mogłoby nam to przynieść wiele korzyści. Wszystkich, którzy tak jak ja kochają notatki, zapraszam do eksperymentowania.
„Pułapki myślenia”, Daniel Kahneman
„Mózgobrednie. 20 i pół mitu o mózgu i jak on naprawdę działa”, Henning Beck.