Archiwa tagu: słownictwo angielskie

Jak NIE pracować z gotowymi listami słów.

Na początku wypadałoby mi się przyznać, że nie jestem specjalną fanką gotowych list słówek. Chociaż marzyłam o książkach, które by takie listy miały, kiedy sama byłam uczennicą. Na koniec rozdziału, wszystko gotowe. No cudnie po prostu. W tych odległych czasach, książki do angielskiego miały przeważnie tylko alfabetyczny spis wyrazów na końcu książki, ale to co ważne w konkretnym rozdziale, trzeba było sobie wyłowić samodzielnie. Często bez polskich tłumaczeń, bez wymowy. Bez niczego.

Marzenie się spełniło, ale raczej na zasadzie Watch what you wish for. Aktualnie widzę, że umiejętność wyławiania z tekstów tego, co ważne, co się może kiedyś przydać- zwyczajnie zanika. Zanika także znajomość alfabetu i przez to umiejętność wyszukiwania haseł w słownikach i encyklopediach w wersji książkowej. Przecież wyrecytować alfabet jak piosenkę z dzieciństwa to co innego, niż się nim posługiwać.

Aktualnie wpisujemy hasło w komórce czy na komputerze i jest. Ale w wersji książkowej widzieliśmy jeszcze dookoła co tam się kryło pod hasłami sąsiadującymi. Wtedy, kiedy jeszcze używałam wersji książkowej, potrafiłam się zaczytać w słowniku. Szukałam jednego hasła potrzebnego na zajęcia, a kończyłam kwadrans później na zupełnie innej stronie. Bo coś mnie zaciekawiło i chciałam się dowiedzieć skąd się wzięło i z czym się łączy. Przyznaję, że sama zaglądam do wersji książkowych jedynie wtedy, kiedy nie ma prądu. Może czas to zmienić…

Kolejna sprawa dotyczy głębokości przetwarzania. Kto nie wie co to, zachęcam do sprawdzenia, chociażby w podcaście niezastąpionej Pani Angeliki M. Talaga. Już o tym zdaje się wspominałam. Wychodzi na to, że kiedy przeczytamy tekst z podręcznika tylko po to, żeby odhaczyć kolejne zadanie, to wyniesiemy z niego tylko jedną informację: to konkretne zadanie, nie żadne inne, ale to konkretne, potrafię w danym momencie napisać na tyle i tyle punktów. Ale przecież nam nie chodzi o to, żeby umieć zrobić jedno zadanie. Nam chodzi o to, żeby się nauczyć pracować z tekstami. Bo całe życie się z tekstami pracuje, taki świat.

Załóżmy, że staramy się o pracę. Czytamy o rozmowach kwalifikacyjnych, o firmie, do której złożyliśmy CV, o dress code. A kiedy nowa praca już jest i pojawiają się nowe obowiązki, to trzeba się do nich przygotować. Czytamy. Firma wysyła nas na szkolenie. Czytamy. Niejednokrotnie szkolimy się w obcym języku. Czytamy więc w języku obcym.

Dalej. Dziecko w drodze, jakiś problem zdrowotny, kupno samochodu czy pierwszego mieszkania i zawiłości administracyjno-prawne z tym związane. Umowy, leasingi, kredyty, broszury dotyczące wyjazdów zagranicznych, opinie o lekarzach i szkołach, regulaminy. Czytamy, czytamy, czytamy…

Wracamy do głębokości przetwarzania. Żeby z tekstu wyciągnąć coś na przyszłość i nie ograniczyć swoich możliwości do tego jednego kawałka pisania (piece of writing), trzeba do niego wrócić i to nie jeden raz. Nie na jednej płaszczyźnie. Takie wyławianie ważnych słówek i zwrotów, to tylko jeden ze sposobów jak to zrobić. Można też popatrzeć na nie z innej strony, można zerknąć jakiej gramatyki tam użyto, zastanowić się dlaczego takiej. Można spróbować go streścić, to świetne ćwiczenie sprawdzające zrozumienie. Odkurzamy go teraz na szkoleniach po latach zapomnienia (pozdrawiam szkoleniowców z Macmillan). Można samodzielnie przygotować do niego pytania, czyli zabawa w egzaminatora. Można go przeczytać, nagrać i odsłuchać sobie w drodze do szkoły czy pracy, o ile nagranie nie jest już przygotowane przez wydawcę. Naprawdę dużo można.

Po latach pracy swojej i moich uczniów jestem przekonana, że nie liczy się ilość przerobionych kserówek, a to jak dogłębnie z nimi pracujemy. Zgadzam się tu w stu procentach z dr Karoliną Kotorowicz-Jasińską. Nie w ilość trzeba iść, kartka za kartką, następne i następne. Choć na pewno stosik przerobionych materiałów daje pewną satysfakcję i takie poczucie pewności, że się człowiek dobrze przygotował. Namacalny dowód. Czasami niestety tylko pozornie.

Trzeba znaleźć w sobie motywację, żeby nie przeskoczyć z jednego zadania do drugiego bez refleksji. I zastanowić się nad tą jedną kartką, nad tym jednym tekstem nieco dłużej. Kochani Rodzice. Nie pytajmy ILE dziś przerobiłeś z panią korepetytorką, i nie narzekajmy, jeśli stosik materiałów wyda nam się zbyt mały. Jeśli już w ogóle pytać, to: JAK się pracowało?

Mózgi lubią kategorie, a listę alfabetyczną- niekoniecznie. Poukładaj słowa, zrób fiszki (samodzielnie, bo gotowe też już tak dobrze nie działają), pogrupuj, wypisz w kolumnach, na zasadzie Mind Mapy, albo kompletnie chaotycznie na kartce, pisząc raz w jedną, raz w drugą stronę… Sam wymyśl kategorie. Ułóż z nimi zdania, albo nawet całą historię. Wybierz 5, 10 czy 20 i napisz z nimi fajny, śmieszny, logiczny tekst. Ale pamiętaj, że masz użyć je wszystkie! Zrób coś z tymi słówkami, żeby się ich nauczyć używać, a nie tylko rozpoznawać (czyli wiedza receptywna a produktywna).

Na wyższym poziomie, chociaż wcale nie jakimś niebotycznie wysokim, zajrzyj do słownika angielsko-angielskiego. Spróbuj samodzielnie przygotować taką angielską definicję słowa. Zapytaj kolegę, czy po takiej samodzielnie przygotowanej definicji zorientuje się, o jaki wyraz może Ci chodzić. Po drodze poda pewnie z pięć innych. Voila. Budujemy połączenia nowego ze starym, odkurzamy zapomniane, powtarzamy. No i mój ulubieniec: self-explanatory sentences. Czyli masz użyć danego słowa w zdaniu tak, żeby z kontekstu można było domyślić się jego znaczenia. Podziękowania za to ćwiczenie należą się mojej wykładowczyni z NKJO. To jest dopiero głębokie przetwarzanie…

Jak więc logicznie korzystać z gotowych list słówek? PO PRZEROBIENIU TEKSTÓW. Nie po przeczytaniu. Po przerobieniu. Na samym końcu, kiedy słówka masz podkreślone (kto może, czyli nie w książkach wieloletnich), czy wypisane samodzielnie w zeszycie i po swojemu, samodzielnie wyszukane w słowniku, to wtedy zerknij na tą ostatnią stronę rozdziału i sprawdź się. Zobacz, czy wyłapałeś je wszystkie.

Stosuj gotową listę słówek jako POMOC w twojej pracy. Nie jako jej podstawę. I może jeszcze znajdź w tej pracy przyjemność. Bo jak już napisałam, czytać, uczyć się i pracować z tekstem będziesz przez całe życie. Nie skończy się to wraz ze zdanym ostatnim egzaminem. A skoro masz to robić przez całe życie, to chyba lepiej nauczyć się to robić z przyjemnością.

Wspominam tutaj o:

Angelika M. Talaga: http://www.godmother.pl/podcast/017

Dr Karolina Kotorowicz-Jasińska: https://www.macmillan.pl/component/sstrainers/?view=trainer&id=3

Wydawnictwo Macmillan: https://www.macmillan.pl